Dzień dziecka w Tbilisi upłynął nam na spacerowaniu i "nawadnianiu się" (bo było bardzo gorąco). Po odespaniu bez limitu zaległości i zmęczenia wyruszyliśmy w miasto. Śniadanie zjedliśmy w gruzińsku-ukraińskiej restauracji (naleśniki i kawa). Przez cały dzień błąkaliśmy się po gruzińskiej stolicy degustując różne rzeczy o konsystencji stałej i płynnej.
Celem dnia było dotarcie do fortecy na wzgórzu, z którego rozciąga się panorama miasta, na które dotarliśmy ok. godziny 14tej. Spędziliśmy tam nieco czasu na podziwianiu widoku i robieniu zdjęć, a potem zwinęliśmy się na dół i udaliśmy się do znanej nam już restauracji Aqua Pub w celu zjeść obiad. Tradycyjnie już miało to być odżachuri. Niestety od zeszłego roku zmienił się personel i obsługiwała nas niekumata kelnerka o wątpliwie niskiej ocenie. Popatrzyła na nas z politowaniem kiedy powiedzieliśmy, że w 3 osoby chcemy zjeść 3 porcje odżachuri. Pomyśleliśmy sobie - ok, może coś od zeszłego roku się zmieniło, porcje są większe, zdamy się na nią. No i zamówiliśmy dwie porcje. Po czym okazało się, że porcje są identyczne, czyli że we trzech zjedlibyśmy nie dwie, ale po dwie.
Po dokonaniu konsumpcji pani kelnerka była mocno zdziwiona faktem, że pochłonęliśmy taką "masę" jedzenia, a my byliśmy nieco skonfundowani tym, czy na pewno dostaliśmy zamówione odżachuri z wołowiną. Nastąpiła więc międzynarodowa kłótnia, podczas której oskarżyliśmy Gruzinów o to, że podłożyli nam świnię (dosłownie i w przenośni). Oni się nie przyznali, w ogóle z tej kłótni nie wynikło nic, bo kto by znał gruziński...
Po zjedzeniu przyszedł czas na kawę i właśnie w dzień dziecka znaleźliśmy kawę wyjazdu. Za 2,5 pieniążka pan zaparzył nam najprawdziwszą orientalną kawę w tygielku podgrzewanym w gorącym piasku. Delicious :) Czy tam, jak mówią Gruzini: გემრიელი (ale kto by tam znał gruziński)
Na koniec dnia spotkał nas jeszcze niemiły epizod - po spacerze pięknym wąwozem w centrum miasta poczuliśmy potrzebę nawodnienia się. Wybór padł na pierwszą lepszą knajpkę, w której zamówiliśmy tradycyjny gruziński płyn o nazwie Natakhtari - 500ml za 4,5 pieniążka. Otrzymaliśmy 330ml Natakhtari Light w cenie (jak wynikało z paragonu) 7 pieniążków... I znowu kłótnia. Otrzymaliśmy też wyjaśnienie, które zwaliło nas z nóg: "menu jest nieprawdziwe, komputer tak nabił, nie pracujesz tu, to nie wiesz jak jest" (sic!). Brakowało tylko klasycznego "nie mamy pańskiego płaszcza i co nam pan zrobi?". I do tego doliczone było 15% za "obsługę". Nie daliśmy za wygraną i bardzo dosadnym gruzińskim wyjaśniliśmy, że płacić nie zamierzamy i lepiej niech przeprogramują komputer. I okazało się, że się da... Bardzo zniesmaczeni oddaliliśmy się jak najdalej od tej knajpy. Całe zdarzenie potraktowaliśmy jako odosobniony przypadek i szybko o nim zapomnieliśmy.