Lot rozpoczął się z opóźnieniem - przez nas... bo stanęliśmy w kolejce do gatea, w którym obsługiwani są również członkowie załogi i to z pierwszeństwem. Potem był bieg i oczekiwanie na lotniskowego busika, który jednak nie odjeżdżał... W końcu uświadomiliśmy sobie, że czekamy jeszcze na Dominika, którego nie ma. Po zgłoszeniu tego faktu obsłudze autobus ruszył i znaleźliśmy się koło samolotu.
Lot przebiegał bardzo spokojnie umilany przez śpiewający zespół Gruzinów.
Po wylądowaniu bardzo szybko przeszliśmy kontrolę graniczną, pobraliśmy z taśmy naszą rumuńską torbę i ruszyliśmy w poszukiwaniu naszego kierowcy, ptóry przyjechał po nas Mazdą MPV. Hostel okazał się być całkiem niezły, zostawiliśmy tylko rzeczy i ruszyliśmy w poszukiwaniu chinkali. Znaleźliśmy idealne, lekko pikantne, dobrze doprawione, po prostu przepyszne :) Weszły jak złoto. Złoty płyn też wszedł jak złoto ;) Po najedzeniu i napojeniu się udaliśmy się na nocny spoczynek.